poniedziałek, 9 marca 2015

Dzień kobiet - tylko kobiet?


Dzień dobry moi drodzy,

jak minął wam weekend? Mam nadzieję, że spędziliście ten czas w gronie osób, które darzycie niecodziennym uczuciem – w końcu w niedzielę wypadał Dzień Kobiet. Sobota jak to sobota, w moim wykonaniu była bardzo leniwa. Obudziłem się późno, zjadłem jakieś płatki z mlekiem i do wieczora oglądałem swój ulubiony serial – House of Cards – polecam. Jakoś przed dwudziestą zamówiłem chińczyka – jakoś ostatnio ryż z kurczakiem na słodko jest najlepiej przyswajalnym pokarmem przez mój organizm i nie było by w tym nic złego, gdyby nie nieokiełznana potrzeba zjedzenia ogórków i lodów – jestem w ciąży? Moja forma na tym ucierpi, chociaż jeszcze nikogo nie zabiło pół litra... lodów czekoladowych.
Niedziela natomiast była niezwykle słoneczna i chociaż było to święto naszych pań, to dla mnie był to bardzo przyjemny dzień. Obudziłem się około dziesiątej – wyspałem się jak dziecko – na śniadanie przyjąłem jajecznice, dwa rogaliki z masłem i pyszna kawa z cukrem trzcinowym i cynamonem. Zaraz po śniadaniu miałem ochotę na trochę dobrej muzyki, wosku i zgrzytów – zawsze w niedzielę słuchałem muzyki z winyli, chociaż ostatnimi czasy jakoś zatraciłem tę tradycję – jeżeli się zastanawiacie, czy warto kupić gramofon i zainwestować w płyty winylowe, czy lepiej słuchać nagrań z płyt cd – wolicie w słoneczny dzień jeździć cabrio czy suvem?
Z domu wybyłem o szesnastej. O siódmej miałem spotkać się z pewną damą, więc potrzebowałem trochę czasu aby nabyć jakiś upominek. Nie jesteśmy młodzi – ja jestem po czterdziestce, Ona jakiś czas temu skończyła trzydzieści pięć lat. W zeszłym roku obroniła doktorat, więc prezencik nie mógł być błahy, a z drugiej strony spotykamy się od miesiąca, więc nie może być zbyt onieśmielający. Wybrałem się do sprawdzonej kwiaciarni – każdy mężczyzna powinien mieć kilka takich sprawdzonych miejsc, gdzie zna ludzi z imienia i jest kojarzony i nie mówię tu o klubach nocnych, bo nie mówię tu o chłopcach a o prawdziwych mężczyznach.
Bukiet z pięciu róż jest moim zdaniem w sam raz – długie róże mogę być dobre do łóżka, ewentualnie jedna tak nieskazitelnie, niespodziewanie wręczona na przywitanie, natomiast wczoraj była okazja aby podarować coś mniej subtelnego, jednak bardziej wyrazistego i obrazującego moje zainteresowanie – pięć przyciętych róż otulonych nienachalnymi ozdobami i przypiętym małym motylkiem – jak się później okazało, to był strzał w dziesiątkę, bo chociaż bukiet trochę zawstydził obdarowaną, to motylek wprowadził miły, humorystyczny akcent.
Kilka miłych chwil spędziliśmy w czekoladziarni Wedla, gdzie podarowałem Agacie niewielkie pudełeczko w kształcie serduszka – znaliśmy się od przeszło dwóch lat, spotykaliśmy od miesiąca, ale czułem, że z nią chcę spędzić czas – czas jaki mi pozostał i chociaż „nie znasz dnia, ani godziny” to ja każdą kolejną pragnę spędzać z Nią u swego boku.

Otworzyła – jej oczy zaszkliły się i minęło sporo czasu nim na mnie spojrzała... - na jej twarzy dostrzec można było niezwykła radość i przerażenie. Jedyne co powiedziała: - Tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz