jak
minął wam weekend? Mam nadzieję, że spędziliście ten czas w
gronie osób, które darzycie niecodziennym uczuciem – w końcu w
niedzielę wypadał Dzień Kobiet. Sobota jak to sobota, w moim
wykonaniu była bardzo leniwa. Obudziłem się późno, zjadłem
jakieś płatki z mlekiem i do wieczora oglądałem swój ulubiony
serial – House of Cards – polecam. Jakoś przed dwudziestą
zamówiłem chińczyka – jakoś ostatnio ryż z kurczakiem na
słodko jest najlepiej przyswajalnym pokarmem przez mój organizm i
nie było by w tym nic złego, gdyby nie nieokiełznana potrzeba
zjedzenia ogórków i lodów – jestem w ciąży? Moja forma na tym
ucierpi, chociaż jeszcze nikogo nie zabiło pół litra... lodów
czekoladowych.
Niedziela
natomiast była niezwykle słoneczna i chociaż było to święto
naszych pań, to dla mnie był to bardzo przyjemny dzień. Obudziłem
się około dziesiątej – wyspałem się jak dziecko – na
śniadanie przyjąłem jajecznice, dwa rogaliki z masłem i pyszna
kawa z cukrem trzcinowym i cynamonem. Zaraz po śniadaniu miałem
ochotę na trochę dobrej muzyki, wosku i zgrzytów – zawsze w
niedzielę słuchałem muzyki z winyli, chociaż ostatnimi czasy
jakoś zatraciłem tę tradycję – jeżeli się zastanawiacie, czy
warto kupić gramofon i zainwestować w płyty winylowe, czy lepiej
słuchać nagrań z płyt cd – wolicie w słoneczny dzień jeździć
cabrio czy suvem?
Z domu
wybyłem o szesnastej. O siódmej miałem spotkać się z pewną
damą, więc potrzebowałem trochę czasu aby nabyć jakiś upominek.
Nie jesteśmy młodzi – ja jestem po czterdziestce, Ona jakiś czas
temu skończyła trzydzieści pięć lat. W zeszłym roku obroniła
doktorat, więc prezencik nie mógł być błahy, a z drugiej strony
spotykamy się od miesiąca, więc nie może być zbyt
onieśmielający. Wybrałem się do sprawdzonej kwiaciarni – każdy
mężczyzna powinien mieć kilka takich sprawdzonych miejsc, gdzie
zna ludzi z imienia i jest kojarzony i nie mówię tu o klubach
nocnych, bo nie mówię tu o chłopcach a o prawdziwych mężczyznach.
Bukiet
z pięciu róż jest moim zdaniem w sam raz – długie róże mogę
być dobre do łóżka, ewentualnie jedna tak nieskazitelnie,
niespodziewanie wręczona na przywitanie, natomiast wczoraj była
okazja aby podarować coś mniej subtelnego, jednak bardziej
wyrazistego i obrazującego moje zainteresowanie – pięć
przyciętych róż otulonych nienachalnymi ozdobami i przypiętym
małym motylkiem – jak się później okazało, to był strzał w
dziesiątkę, bo chociaż bukiet trochę zawstydził obdarowaną, to
motylek wprowadził miły, humorystyczny akcent.
Kilka
miłych chwil spędziliśmy w czekoladziarni Wedla, gdzie podarowałem
Agacie niewielkie pudełeczko w kształcie serduszka – znaliśmy
się od przeszło dwóch lat, spotykaliśmy od miesiąca, ale czułem,
że z nią chcę spędzić czas – czas jaki mi pozostał i chociaż
„nie znasz dnia, ani godziny” to ja każdą kolejną pragnę
spędzać z Nią u swego boku.
Otworzyła
– jej oczy zaszkliły się i minęło sporo czasu nim na mnie
spojrzała... - na jej twarzy dostrzec można było niezwykła radość
i przerażenie. Jedyne co powiedziała: - Tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz